środa, 3 października 2012

Rozdział drugi: Trudny start i powrót wspomnień.

Cześć!
Na wstępie muszę przeprosić i poinformować czytelników mojego bloga. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze. ;) Mam nadzieję, że dalsze rozdziały również przypadną wam do gustu, ale nie o tym chciałam. Chciałam was przeprosić za wszelki SPAM na waszych blogach i nieprzeczytane odcinki, już wam mówię o co chodzi. Mój dobry znajomy Felippe pomaga mi w rozgłosie bloga i to on zostawia wam link do mojego bloga, a ja, kiedy mam czas obiecuję, że będę czytała wszystkie wasze opowiadania. Proszę, nie miejcie mi tego za złe. :)
Dobrze, a teraz nie przedłużam i zapraszam na nowy rozdział. Według mnie nie jest tak dobry jak poprzedni, ale nie jest tragiczny, z resztą nie mi to oceniać. Zapraszam!

***

Podróż do stolicy była dla Liliany ciężka. Cały czas musiała siedzieć w obskurnej toalecie, od czasu do czasu, kiedy pociąg zatrzymywał się na jakiejś stacji wyglądała przez otwarte drzwi, aby sprawdzić gdzie już się znajduje. Kiedy siedziała w tej kabinie miała dużo czasu na myślenie. Zastanawiała się, czy nie porwała się z motyką na słońce, przecież jakie ona ma szanse normalnego życia? Praktycznie żadne. Każdy kto ją zobaczy ucieknie od niej z odrazą i krzykiem. Wyglądała jak jedna z gorszych pijaczek, która nie miała gdzie mieszkać. Stara, brudna sukienka, buty, które wyglądały tak jakby zaraz miały się rozpaść. Te rozmyślania zajęły jej cały czas do Warszawy. Raz myślała, że nie da rady i powinna wrócić do Niemiec, a za chwilę wmawiała sobie, że wszystko będzie dobrze i uda jej się odbić dna.
Parę razy ktoś próbował dobijać się do toalety, wtedy serce podskakiwało dziewczynie do samego gardła i łomotało tak, jakby miało za chwilę wyskoczyć. Jednak nikt nie szarpał za klamkę, nikt nie krzyczał, że ma wyjść bo wie, że ktoś tu siedzi.
W końcu dotarła do celu. Pociąg wtoczył się na stację Warszawa Wschodnia. Teraz Liliana była spokojna, dotarła. Nikt jej nie wyrzucił z pociągu, jedynym kłopotem było to, że jej żołądek domagał się czegoś do jedzenia, ale stwierdziła, że na to przyjdzie czas później, teraz trzeba znaleźć jakieś bezpieczne schronienie. Z trudem wyciągnęła z ciasnej kabiny walizkę i skierowała się do wyjścia. Kiedy schodziła na peron, ktoś szturchną ją z takim impetem, że walizka otworzyła się i cała jej zawartość rozproszyła się po peronie, a ona sama o mały włos nie uderzyła by o niego buzią. Jedynie to, że w porę wyciągnęła ręce do przodu, uratowało jej twarz od zmasakrowania. Zdarła sobie jednak dość poważnie kolana i dłonie. Osobą, która tak bardzo się spieszyła okazał się młody chłopak, na oko w wieku dwudziestu paru lat. Jak na młodego mężczyznę przystało pomógł jej wstać.
- Przepraszam, nie zauważyłem Cię - powiedział bardziej z dobrego wychowania, niż troski. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- No tak, w końcu jestem tak mała i wyglądająca jak łachmaniarz, że nie ma sensu zwracać na taką osobę najmniejszej uwagi - warknęła nie miło, co było do niej w ogóle nie podobne. Chłopak spojrzał na nią z lekkim przerażeniem malującym się w jego oczach.
- Nie to chciałem powiedzieć, po prostu...- Chciał się wytłumaczyć, jednak dziewczyna mu przerwała.
- Daruj sobie, możesz odejść, poradzę sobie. - Zaczęła zbierać rzeczy pośpiesznie wsadzając je do torby. Młodzieniec stał jeszcze przez chwilę i patrzył na nią, po chwili otrząsnął się i odszedł w swoją stronę.
Liliana zebrała wszystko w pośpiechu, byle jak wrzucając do torby, po czym szybkim krokiem opuściła peron i dopiero, kiedy znalazła się w jakimś ciemnym zaułku z jej oczu popłynęły łzy. Czego ona się spodziewała? Że każdy będzie się nad nią litował? Przecież i tak tego by nie chciała. Wygląda tak jak wygląda, dlatego musi przyzwyczaić się do tego, że ludzie będą ją wyśmiewać i uciekać od niej, bo może ma jakąś zakaźną chorobę. Usiadła na torbie z braku sił i podkuliła kolana pod brodę. Jej żołądek upominał się coraz bardziej o coś do jedzenia, z tego samego powodu skronie zaczęły pulsować. No tak, w końcu ostatni posiłek jadła wiele godzin przed ucieczką z sierocińca. Był jeden problem. Nie miała żadnych pieniędzy, aby kupić choćby suchą bułkę. Ta myśl spowodowała jeszcze większy szloch. Wiedziała, że tak będzie. Jednak porwała się na coś co w rzeczywistości nie ma najmniejszego sensu, bo jak dziecko uciekające z domu dziecka ma sobie poradzić? I to w obcym kraju.
W końcu zaczęło się ściemniać, a zaułek w którym się zatrzymała zaczął robić się co raz straszniejszy. Co chwilę rozglądała się, czy ktoś nie nadchodzi. Parę razy chciała wstać i poszukać lepszego schronu na noc, jednak jej siły z godziny na godzinę opadały. Nie jadła już czterdzieści osiem godzin. W końcu zebrała się w sobie i ruszyła przed siebie. Warszawa późniejszą porą była piękna. Wszędzie oświetlone ulice, równo przystrzyżone trawniki i wiele ludzi przemieszczających się w różne miejsca. Była sobota, także na ulicach można było spotkać wielu ludzi zmierzających na jakieś dyskoteki czy inne przyjęcia. Liliana szła przed siebie, a jej głowa okręcała się prawie dookoła, chciała wszystko zobaczyć i zapamiętać, aby jej nic nie umknęło, żaden najmniejszy szczegół. Jedynym problemem był ten doskwierający głód, którego za żadne skarby nie mogła pokonać siłą woli.
W końcu dotarła do stacji metra. Usiadła prawie w przejściu i wykorzystując jedyne co miała postanowiła zarobić pieniądze. Jej atutem był piękny, czysty głos. Lila w sierocińcu chodziła na lekcje śpiewu, jednak było to kilka dobrych lat temu, ponieważ kobieta, która je prowadziła była bardzo niemiła, kiedy dziewczynce nie udawało się wyciągnąć jakiejś nuty, dostawała linijką po swoich drobnych rączkach. Właśnie w tym momencie do jej myśli przywróciło to wspomnienie.


Było późne, zimowe popołudnie. W ciemnej sali znajdowały się dwie osoby, dziewczynka, która miała nie więcej niż osiem lat ubrana w zniszczoną i brudną białą sukienkę, która była daleka od swojego pierwotnego koloru oraz kobieta w wieku na oko czterdziestu ośmiu lat, ubrana w szykowną suknię z atłasu w kolorze ciemnej zieleni, na głowie miała ciasno upięty kok, a jej spojrzenie nieznoszące sprzeciwu właśnie w tym momencie zmierzyło dziewczynkę pogardliwie. Nie wyciągnęła dobrze bardzo wysokiej nuty, a kiedy z jej oczu popłynęły wielkie, krokodyle łzy, nauczycielka wstała i wolnym krokiem podeszła do biurka stojącego na przeciw fortepianu. Z ceramicznego wazonu wyjęła pięć długich linijek i wróciła do swojej uczennicy.
- Liliano, wyciągnij przed siebie obie dłonie. - Jej głos był skrzeczący i bardzo surowy.
- Ale proszę pani..- próbowała się tłumaczyć
- Nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu! - wykrzyczała i szarpnęła jej dłonie tak, aby znalazły się na wysokości serca. Dłonie dziewczynki trzęsły się niemiłosiernie, nie była w stanie utrzymać ich w poziomie. - Wiesz za co dostaniesz? - Zapytała równie szorstko.
- Za to, że źle zaśpiewałam? - powiedziała przerażona.
- Tylko?
- Chyba tak...- Ta odpowiedź była błędem. Lilka dostała pięcioma linijkami, aż cztery razy i to bardzo mocno. Kobieta robiła duży zamach i z całej siły uderzała w kruche dłonie dziecka, z którego oczu płynęły gorzkie łzy. Chciała wydostać się z tej klasy, uciec, zamknąć się w swoim pokoju i zostać sama. Została uderzona za to, że nie umiała zaśpiewać tak jak śpiewaczka operowa, za to, że źle odpowiedziała, płakała i nie umiała się opanować. Tak zakończyła się cotygodniowa lekcja śpiewu. Kiedy wybiła odpowiednia godzina, Liliana biegiem puściła się do swojej sypialni, rzuciła się na łózko i do późnych godzin nocnych szlochała.

Po chwili wyrwała się z tych ponurych myśli i zaczęła śpiewać odrzucając niemiłe wspomnienia z dzieciństwa na bok. Wiedziała, że jeśli nie zarobi tak, to w żaden sposób. Nastolatka słuchała dużo radia, tak więc znała wiele nowych piosenek na pamięć, które właśnie w tym momencie śpiewała. Przechodnie od czasu do czasu wrzucali jej jakiś grosz.
Przed północą skończyła śpiewać, ponieważ jej żołądek wywracał się na drugą stronę, a ból głowy był tak doskwierający, że nie mogła wydać z siebie żadnych czystych dźwięków. Sięgnęła po woreczek foliowy leżący nieopodal i zaczęła liczyć pieniądze. W ciągu tych paru godzin uzbierała dwadzieścia złotych. Nie było to wiele, jednak na coś do jedzenia wystarczyło. Chciała szybko wstać i to był jej błąd, zakręciło jej się w głowie i upadła. Zemdlała. Ocknęła się dopiero po chwili, leżała na czymś miękkim. Otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą osobę w średnim wieku.
- Co się stało? - wyszeptała podnosząc się na łokciach.
- Zemdlałaś, dlatego zabrałem Cię do swojej kanciapy. - Widząc pytające spojrzenie dziewczyny, mężczyzna ciągnął dalej. - Jestem ochroniarzem na peronie metra, kiedy zobaczyłem jak upadasz, zabrałem Cię tu, żebyś mogła spokojnie dojść do siebie.
- Dziękuję panu - powiedziała czerwieniąc się delikatnie. - Ja już pójdę, jeszcze raz dziękuję i przepraszam za kłopot.

Wyszła nie oglądając się za siebie. Skierowała się do najbliższego sklepu, żeby kupić coś do jedzenia. Na szczęście nie musiała daleko iść, bo tuż za rogiem znajdował się sklep całodobowy. Kupiła w nim bułki i maślankę. Następnie usiadła na krawężniku przed sklepem i zaczęła zachłannie jeść. Gdy miała już w miarę pełen żołądek, postanowiła poszukać miejsca, gdzie będzie mogła spokojnie się wyspać.
Chodziła długo po całej stolicy, nigdzie nie mogła znaleźć takiego miejsca, gdzie byłoby bezpiecznie. W końcu około trzeciej nad ranem stanęła przed schroniskiem dla bezdomnych, miała nadzieję, że będzie mogła przenocować tu jedną noc, bez żadnych opłat.
Nie myliła się, stróż wpuścił ją do środka i pokazał pryczę na której może się wyspać. Podziękowała i położyła się kładąc sobie pod głowę cały swój dobytek. Nie minęło pięć minut, kiedy zasnęła. Musiała się wyspać, bo kolejne dni również nie będą łatwe, może nawet trudniejsze i cięższe niż ten, który przeżyła. Jednak zasnęła z uśmiechem na twarzy. Była wolna, nie musiała nikogo słuchać, przed nikim udawać i się tłumaczyć z rzeczy, które nie powinny interesować nikogo po za nią samą. Była szczęśliwa, że jej koszmar się skończył raz na zawsze. Wiedziała o tym, wiedziała, że nikt jej nie będzie szukał, nie tamci ludzie. Już parę osób uciekło, nawet się tym za bardzo nie przejęli.

8 komentarzy:

  1. Tak biorę wszystko na klatę hehe ;p.
    Obskurna toaleta? To z pewnością był polski pociąg, a nie niemiecki. Nie chciałbym tam nawet wejść na pięć minut, a co dopiero przesiedzieć całą podróż.
    A to wredna małpa z tej nauczycielki była. Bić linijkami po rękach małej dziewczynki, za to, że coś tam źle zaśpiewała, to już przegięcie.
    Dobrze, że sobie jakoś poradziła w tej naszej stolicy. Teraz, żeby było już tylko lepiej.
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, ale mi się spodobał ten dział ! Dopiero dwa, ale dodaję twój blog do linków! Przepraszam, że nie wpadłam szybciej, a Ty zostawiłaś w Spamie powiadomienie i zaproszenie na Twój blog. Fajnie, że opowiadanie dzieje się w Polsce. To taka miła odskocznia od angielskich historii. Podoba mi się główna bohaterka. Chociaż jeszcze za dobrze jej nie poznałam. Ogólnie podobał mi się ten dział. Polubiłam Twój styl pisania. Nie robisz błędów, a jeśli tak to może nie zauważyłam. Ciekawy pomysł z tym sierocińcem, wprowadziłaś tu też wspomnienie, które zawiera dużo prawdy z rzeczywistego świata...w domach dziecka, przeważnie trafia się na oschłe kobiety, które znęcają się i biją. Biedne dzieci...Czekam na dalsze opowiadanie ! Pozdrawiam!
    weasleyowie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zła początek całej historii. I oczywiście pozytywne zaskoczenie, że akcja dzieję się w Polsce. Widać że bohaterka jest odważna porywając się na taką podróż życia :)
    girl-sex-drugs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo spodobał mi się twój blog, mimo, że trafiłam tutaj przez Rejestr a nie przez spamownik. :)
    Widzę, że ty także zaczynasz na blogspocie. Cóż, początki bywają ciężkie... Ale możesz być pewna, że zdobyłaś nową czytelniczkę. :D
    Dodaję twoje opowiadanie do linków.
    Mogłabyś zajrzeć do mnie na bloga? Też dopiero zaczynam, więc byłoby mi bardzo miło gdybyś wyraziła swoją opinię. Z góry dziękuję!
    http://atramentowa-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Lilka zachowała się odważnie uciekając do Polski bez gorsza, ale przy tym tak nie rozważnie. Dręczona w sierocińcu, nic dziwnego, że teraz czuje się wolna, panią siebie, ale długo tak nie pociągnie. Chyba nie ma zamiaru tak codziennie koczować i walczyć z głodem. Mam nadzieję, że wydarzy się coś, co poprawi choć trochę ciężką sytuację dziewczyny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja tam sądzę że oba odcinki dobre :) takie wciągające czekam na 3 odcinek :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Komentuję z opóźnieniem, bo niestety szkoła nie pozwala mi na regularne czytanie. Ale dzisiaj nadrabiam wszelkie zaległości.
    Rozdział jest jak najbardziej ciekawy. Jestem ciekawa jak dziewczyna poradzi sobie sama w stolicy. To na pewno nie będzie łatwe. Ale mam nadzieję, że już niedługo jej los się polepszy. Ucieczka z sierocińca była odważnym posunięciem, ale chyba do końca nie przemyślanym. Bez pieniędzy długo nie pociągnie.
    Surowa nauczycielka... Oczywiście, jeśli dzieciak nie zaśpiewa dobrze, to trzeba od razu bić. Nie cierpię takiego zachowania. Nie dziwię się, więc czemu uciekła.
    Czekam niecierpliwie na rozdział trzeci ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie czytałam pierwszego rozdziału, ale wydaje mi się, że historię już trochę poznałam.
    Bardzo podoba mi się ten blog, ponieważ jest dla mnie czymś nowym. Zawsze ograniczałam się do czytania opowiadań fanfików Potterowskich/Bieberowskich a tu coś nowego!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny. :)
    Pozdrawiam, Rodeheaver :)

    OdpowiedzUsuń