środa, 17 października 2012

Rozdział trzeci: Nowy początek.

Liliana obudziła się przed szóstą rano. Wzięła swoje rzeczy i udała się do łazienki znajdującej się kilka łóżek dalej. Tam wzięła krótki, bardzo przyjemny, ciepły prysznic. Po tej przyjemnej czynności chciała pożegnać się z tym miejscem, jednak zatrzymał ją stróż, który pokierował dziewczynę do stołówki, gdzie miała zjeść porządne śniadanie. Trochę zawstydzona skierowała się do lady, gdzie wydawano posiłki. Wzięła sobie zupę mleczną z płatkami owsianymi, dwie bułki z dżemem truskawkowym i do tego kubek gorącego kakao. Usiadła przy stoliku obok okna i zaczęła jeść ze smakiem, już dawno nie miała w ustach nic ciepłego. Kiedy siedziała zamyślona raz po raz kierując łyżkę w kierunku ust nie zauważyła, że przy jej stoliku ktoś stoi. Był to mężczyzna, na oko w wieku trzydziestu pięciu lat ubrany w zwykłe jeansy, koszulkę i kamizelkę. Patrzył na dziewczynę z zainteresowaniem, w jej oczach widział coś co nie każdy mógł dostrzec. Widział ból i tęsknotę z mieszaniną radości.
- Mogę się dosiąść? - zapytał po pięciu minutach przyglądania się nastolatce.
- Tak, oczywiście. - Wyrwana z zamyślenia odpowiedziała dopiero po chwili i delikatnie się uśmiechnęła. 
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, dziewczyna nadal jadła swój posiłek, a mężczyzna bez żadnego skrępowania przyglądał się jej z niekłamaną ciekawością.
- Nazywam się Sergiusz Gomulak. Jestem psychologiem, pracuję tutaj z ludźmi, którzy nie mają z kim porozmawiać, komu się zwierzyć, czy po prostu pobyć. Obserwowałem cię dłuższą chwilę i zauważyłem, że coś cię trapi. Jeśli chciałabyś porozmawiać to po śniadaniu możemy pójść do mojego gabinetu. 
Lilka przez chwilę patrzyła na mężczyznę zlęknionym wzrokiem, jednak po chwili, kiedy nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu ani gestu tylko patrzył się w jej oczy z lekkim uśmiechem na twarzy, odpowiedziała:
- Miło mi pana poznać. Ja nazywam się Liliana Fiszer. - Zrobiła krótką pauzę w czasie której przełknęła łyżkę owsianki. - Z miłą chęcią z panem porozmawiam.
- Dobrze, to jak skończysz śniadanie przyjdź na pierwsze piętro do pokoju 108, będę tam na ciebie czekał. - Posłał jej szczery, ale delikatny uśmiech, po czym wstał i odszedł w kierunku drzwi. 
Liliana powoli zjadła do końca posiłek, zaniosła naczynia do okienka, gdzie bardzo miła pani odebrała je od niej i zabierając swoje torby skierowała się na wskazane pierwsze piętro. Przez chwilę stała pod drzwiami zdezorientowana, nie była pewna czy chce zwierzać się ze swoich emocjonalnych problemów jakiemuś obcemu facetowi, który uśmiechnął się do niej przy śniadaniu i powiedział, że jest psychologiem, a ona od razu ma do niego lecieć, jakby znała go od dawna. Po chwili zapukała dość gwałtownie do drzwi zza których usłyszała donośne, lecz miłe proszę. Nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Pokój był urządzony skromnie, lecz bardzo przytulnie. Ściany miały kolor średniego brązu, a na podłodze leżał duży ciemnoczerwony dywan, pod oknem stało niewielkie biurko obłożone tysiącem papierów, a nieopodal stał regał na którym znajdował się elektryczny czajnik i kilka kubków. Po prawej stronie od drzwi stała duża, jasna sofa z sześcioma poduszkami, a naprzeciw niej mały, dębowy stolik. Liliana zastała mężczyznę siedzącego przy biurku i przeglądającego jakąś teczkę, którą kiedy weszła zamkną od razu, pewnie z przyzwyczajenia.
- Cieszę się, że jednak nie zrezygnowałaś z wizyty - powiedział na powitanie tak, jakby kilkanaście sekund temu czytał w jej myślach. - Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty?
- Tak, też się cieszę - wydukała trochę zmieszana, jednak uśmiech z jej twarzy nie schodził. Czuła, że dzięki temu mężczyźnie może zrozumieć niektóre sprawy. - Poproszę herbatę.
- Już się robi. - Wstał ze swojego miękkiego fotela, nacisnął guzik znajdujący się na czajniku i przygotował dwa kubki, do których wrzucił torebki z herbatą. - Proszę, usiądź sobie wygodnie, zaraz do Ciebie dołączę tylko przygotuję napoje. - Liliana zajęła miejsce w rogu sofy, tak aby widzieć to, co dzieje się za oknem. 
Po nie całych pięciu minutach pan Gomulak usiadł na przeciwko niej stawiając na stolik oba kubki, nic nie mówił, nie chciał Lilki zniechęcać do siebie, a ni na upartego wyciągać informacji. Chciał, aby to ona zaczęła mówić, żeby się otworzyła i zaufała mu. Rozglądała się po pokoju przez dłuższą chwilę  zatrzymując wzrok na oknie. Dopiero wtedy kiedy poczuła, że jest gotowa zaczęła mówić.
- Przez ostatnie jedenaście lat mieszkałam w niemieckim sierocińcu. - Kiedy zaczęła mówić ściągnęła buty, podkuliła nogi tak, że jej kolana były na wysokości brody a na nich postawiła kubek z gorącą herbatą, którą od czasu do czasu popijała. - Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy miałam sześć lat. Jechaliśmy wtedy na wakacje, nie udało nam się to niestety. Na czołówkę wyjechał nam rozpędzony samochód, rodzice zginęli, a ja właśnie tak trafiłam do tamtego koszmarnego miejsca, gdzie opiekunki w każdy możliwy sposób znęcały się nad podopiecznymi, a warunki mieszkalne były po prostu karygodne. - Popiła herbatę, po czym kontynuowała. - Od kilku lat myślałam już o tym, aby się stamtąd wydostać, jednak byłam za mała i za głupia, żeby to sobie przemyśleć. Dopiero kilka dni temu zdałam sobie sprawę, że dłużej tak nie wytrzymam. Miałam już dość znęcania się fizycznego i psychicznego tylko dlatego, że nie miałam rodziców. Uciekłam. Postawiłam wszystko na jedną kartę, zostawiłam przyjaciółce list, wyskoczyłam przez okno, bo na szczęście moje więzienie znajdowało się na parterze i poszłam na pociąg. Dojechałam tu w pociągowej  toalecie, nie było to ani przyjemne ani wygodne jednak nie mogłam tam dłużej być. - Po jej policzkach spływały łzy, ale jej głos nawet nie drżał. - Wiedziałam, że nie będzie mi łatwo w końcu nie mam żadnych pieniędzy przy sobie, ale to jest szczęśliwsze niż mieszkanie tak, jeśli to w ogóle można by nazwać mieszkaniem. W naszych pokojach znajdowała się stara szafa, która się rozpadała na kawałki, jak tylko się na nią spojrzało. Prycza  gorsza od tych co mają w więzieniu, same druty, a na nich tylko cztery karimaty i stół, to było wszystko co miałam w pokoju. - Westchnęła. - Jedzenie też było okropne, w bardzo małych ilościach, a lekcje dodatkowe jakie nam sugerowali na które musieliśmy uczęszczać były prowadzone pod takim reżimem, że na dłoniach do tej pory mam ślady linijek, kijów i wszystkiego innego, co wpadło nauczycielowi w ręce. Dlatego rozumie pan, że nie mogłam tak dłużej, nie mogłam być dłużej poniżana w szkole przez to skąd jestem. Zostawił mnie chłopak, tylko dlatego, że jestem z sierocińca. Wiem, że tu łatwo nie odbiję się od dna, jednak mam dobre świadectwo. Mam nadzieję dostać się do jakiejś szkoły od września i tam zacząć jako ktoś inny, zupełnie nieznany, bez tej paskudnej przeszłości. Myśli pan, że dam radę? 
Mówiła przez prawie pół godziny, robiła co chwilę dłuższe przerwy w których wpatrywała się bezmyślnie w okno, a on jej nie przerywał, czekał aż skończy.
- Nie wiem co powiedzieć. Cieszę się, że miałaś tyle odwagi, aby się wydostać z tamtego świata, że miałaś tyle siły psychicznej, a także fizycznej. Jesteś naprawdę dzielną dziewczyną i z tego co widzę nie głupią. Nie chodzi mi jednak o oceny w szkole, a życie codzienne. Przykro mi, że zostałaś sama w tym okrutnym i pozbawionym skrupułów świecie. Jednak jeśli się zgodzisz pomogę ci. Może to nie będzie wiele, ale postaram się pomóc, abyś stanęła na nogi i zobaczyła, że życie wcale nie jest takie okrutne jak mogłoby się wydawać. Jak na tę chwilę mam dla ciebie jedną i dogodną propozycję.
- Tak, słucham - odpowiedziała, ponieważ mężczyzna na chwilę przestał mówić i czekał na jej reakcję.
- W ośrodku mamy pewną sumę pieniędzy, którą przeznaczamy na osoby, które nie mają się gdzie podziać, a także dobrze rokują. Z tego co mówiłaś miałaś dobre świadectwo. Jeśli teraz zapisałabyś się do szkoły i wyraziła chęć nauki, to ja mam możliwość zapewnienia Ci mieszkania i pieniędzy. Nie musiałabyś martwić się o opłaty, a na swoje wydatki, w tym wyżywienie dostawałabyś tysiąc złotych, z czego również musiałabyś kupić sobie jak na dzień dzisiejszy ubrania. Co ty na to?
Dziewczyna chwilę milczała Propozycja pana Sergiusza była bardzo kusząca. Nie dość, że miałaby mieszkanie i pieniądze, to jedynym warunkiem jest chodzenie do szkoły.
- Dobrze, zgadzam się - odpowiedziała po chwili, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, to była dla niej szansa. Oczywiście, jej celem był i nadal jest Kraków. Jednak na razie musi odbić się od dna, chociaż to i tak dopiero początek jej zmagań w wielkim mieście.
- Cieszę się z tego powodu. Jeśli tylko załatwisz sprawę ze szkołą od razu zostanie przydzielone Ci mieszkanie i pieniądze.
- Wszystko super, ekstra, ale może mi pan powiedzieć, gdzie ja znajdę tu jakąś szkołę? Ale nie byle jaką. W Niemczech w szkole miałam same piątki i szóstki, więc myślę, że dostanę się do jakiejś w miarę ogarniętej szkoły... - Chciała mówić dalej, ale mężczyzna podniósł dłoń w górę na znak, aby na chwilę przestała mówić.
- O tym też pomyślałem. Dlatego za godzinę przyjdzie tu ktoś, kto wspiera mnie w tym co robię. Jest to dziewczyna w Twoim wieku, moja córka, Julita. Jest wolontariuszką w tym schronisku, a także w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. Mam nadzieję, że się polubicie.
- Też mam taką nadzieję. - skwitowała wypowiedź uśmiechem. - To mam tu na nią poczekać?
- Byłoby miło. Ja muszę teraz wyjść, ale zostań tu u mnie w gabinecie, to nie będzie musiała Cię szukać.
- Okey. - rzuciła Lilka.
Mężczyzna wziął bluzę, która przewieszona była przez oparcie i wyszedł. Liliana przez cały czas siedziała na sofie i rozmyślała. Trudno było uwierzyć jej w to, że tak szybko znalazła kogoś, kto chce jej pomóc, kto w nią wierzy tak mocno by jej zaufać powierzając mieszkanie i tyle pieniędzy miesięcznie. Z jednej strony się cieszyła, bo nie myślała, że tak wszystko się potoczy, a z drugiej wiedziała, że kłopoty są jeszcze przed nią. Nie wiedziała oczywiście jakie, ale wiedziała, że za gładko to wszystko poszło, że w pewnym momencie coś się popsuje i będzie to wtedy, kiedy będzie myślała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i jej życie jest ułożone, jak nigdy dotąd.
Z tych rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Gdy spojrzała w tamtą stronę jej oczom ukazała się  dziewczyna w blond, prawie białych włosach, średniego wzrostu. Ubrana w ciemno-różową, krótką spódniczkę, czarne buty na wysokiej koturnie, a w ręku trzymała czarną, jeansową katanę i niewielką torebkę. Na jej twarzy z daleka można było zauważyć masę podkładu i pudru, a rzęsy wprost uginały się pod ciężarem tuszu. Liliana spojrzała na nią krytycznie. Jeśli to ona jest córką Sergiusza Gomulaka i jest tu wolontariuszką w takim razie ona, Lilka znajduje się w złym miejscu i o złej godzinie. Nie dała jednak tego po sobie poznać i wstała z sofy, widząc, że dziewczyna zmierza ku niej.
- Cześć, jestem Julita, ale mów do mnie Jula. - Blond włosa wyciągnęła dłoń na której prawdę mówiąc był idealnie zrobiony french.
- Miło mi, Liliana, ale wolę Lilka. - Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
- Mój tata dzwonił dziś do mnie i mniej więcej opisał sytuację. - Mówiła siadając na tej samej sofie co Lilka. - Myślę, że szkoła do której ja chodzę będzie dla Ciebie idealna. Nie ma tam tylko kujonów, chociaż nie twierdzę, że Ty nim jesteś, bo nie każdy, kto ma dobre oceny od razu jest kujonem. Spójrz na mnie, a sama się przekonasz. - Julita zachichotała, a Liliana ukradkiem wzniosła oczy ku niebu. Wiedziała już, że z tą dziewczyną nigdy nie znajdzie wspólnego języka. - Jest to nie daleko stąd, tak więc możemy się przejść, jeśli Ci to nie przeszkadza.
- Oczywiście, nie ma problemu. Bardziej martwię się czy Ciebie nie będą bolały nogi w tych butach.
- Dzięki za troskę, ale nie. Jestem przyzwyczajona do takiego obuwia - odpowiedziała jej z przyjaznym uśmiechem na ustach. - To chodź, zbierajmy się. Czym prędzej to załatwimy, tym prędzej dostaniesz mieszkanie. - Na te słowa obie dziewczyny wstały i skierowały się ku wyjściu. 
Przez całą drogę do szkoły milczały. Każda z nich pogrążona była w swoich myślach i nie paliły się do tego, aby się nimi podzielić. Liliana miała mieszane uczucia co do nowo poznanej koleżanki. Jej wygląd na pewno odstraszał i to z daleka, jednak wystarczyło, żeby otworzyła usta, obraz postaci zmieniał się diametralnie. Już sam sposób w jaki rozmawiała był godny podziwu. Nie pieściła się, ani nie uważała za lepszą, mówiła takim tonem jakby każdy człowiek był równy każdemu. 
W końcu, po dwudziestu minutach marszu doszły pod budynek szkoły. Była to ogromna placówka składająca się z czterech skrzydeł. Zanim weszły do środka, Jula zatrzymała się przed bramą i zaczęła mówić.
- Jak widzisz, szkoła jest ogromna, ale w porządku. Tu nie ma podziału na biednych czy bogatych. Jeśli masz coś w głowie, a nie jesteś głupią szczeniarą to dogadasz się z każdym. W szkole mamy basen, tak więc zamiast tradycyjnych lekcji W-Fu chodzimy na pływalnie, uczyć się pływać i doskonalić swoje umiejętności. - Tu patrząc w oczy swojej towarzyszki dostrzegła lekki strach. - Ale jeśli nie umiesz pływać to nic, nauczysz się i nikt nie będzie wyśmiewał się z tego powodu. Dobra, myślę, że ze wstępu to tyle, ale tata mówił mi, że jesteś w moim wieku tak, więc postaramy się, abyś wylądowała u mnie w klasie, żebyś miała łatwiej, bynajmniej z początku, kiedy nie będziesz jeszcze nikogo znała. - Zielonooka uśmiechnęła się delikatnie.
- Dziękuję. - Tylko na tyle było ją stać w danym momencie.
Ruszyły na przód w mury szkoły. Na szczęście mimo, że trwały letnie wakacje w szkole była sekretarka i można było wszystko załatwić. Dziewczyny nie miałby najmniejszego problemu, aby Liliana mogła uczyć się razem z Julitą w jednej klasie. Dokonały wszystkich niezbędnych formalności i już po godzinie znów stały przed budynkiem szkoły.
- No to co? Może lody? - Zaproponowała blondynka.
- Chętnie - odpowiedziała z zadowoleniem Liliana, wiedząc, że w kieszeni ma jeszcze ponad dziesięć złotych.
Szły ramię w ramię przez ulice stolicy. Julita z każdym metrem otwierała się przed dziewczyną coraz bardziej. Zaczęła mówić o sobie i o tym dlaczego jest wolontariuszką właśnie w tak przygnębiającym i czasem brudnym miejscu. Opowiadała, że zdaje sobie sprawę, iż na pierwszy rzut oka jej styl ubierania się może odpychać, ale z charakteru jest miła i lubi poznawać nowych ludzi, szczególnie takich, którym może pomóc bo to sprawia jej radość. 
Kiedy dotarły do lodziarni, zamówiły desery i usiadły przy stoliku na dworze. Teraz przyszła kolej na to, aby Liliana opowiedziała coś o sobie. Najpierw zaczęła bardzo powoli, zważając na słowa i jak ich używa. Ale później, kiedy zauważyła, że wolontariuszka słucha jej z uwagą, a także chce poznać każdy szczegół jej historii, zaczęła mówić bardziej otwarcie o swoich przeżyciach. Julita zapewniła ją w międzyczasie, że wypytuje ją nie po to, aby się z niej wyśmiewać, lecz po to, aby jej pomóc. 
Tak spędziły całe przedpołudnie. Dopiero około piętnastej wróciły do schroniska, gdzie czekał już na nie ojciec dziewczyny. Kiedy dowiedział się, że Liliana jest już zapisana do szkoły i od pierwszego września zaczyna naukę w jednej klasie z jego córką na jego twarzy pojawił się uśmiech. W głębi serca wiedział, że tak będzie, dlatego miał przygotowane wszystkie papiery związane z mieszkaniem. Z tą papierkową robotą uporali się w niecałe czterdzieści minut i całą trójką udali się do banku, gdzie Lilka założyła sobie konto. Dzięki ojcu nowej koleżanki zrobiła to bez problemu, bo za nią poręczył. 
Gdy wszystko było gotowe, wrócili na kolacje do schroniska, gdzie mężczyzna zostawił nastolatki i sam udał się do swojego biura. 
Przez ten jeden dzień dziewczyny zdążyły się do siebie zbliżyć. Liliana zrozumiała, że źle oceniła dziewczynę, która naprawdę przy bliższym poznaniu jest bardzo miła i co najważniejsze zawsze uśmiechnięta. Gdy pod koniec dnia miały się żegnać, Julita zaproponowała:
- Tato, może tę noc, kiedy jeszcze Lilka nie ma kluczy do mieszkania, zostałaby na noc u nas? Po co ma spać tu, skoro mamy wolny pokój. - Ojciec patrzył na nią przez dobre kilkanaście sekund.
- To jest wspaniały pomysł - odrzekł po chwili z zadowoleniem. - W takim razie jeśli chcesz, zapraszamy do nas. - zwrócił się do brązowowłosej.
- Będzie mi bardzo miło.
- No to wsiadajcie do samochodu - rzekł mężczyzna i całą trójką skierowali się do oddalonego o kilkanaście przecznic domu...

_____

No to w końcu napisałam. Nie powiem, że nie było ciężko, ale tylko dlatego, że Felippe mnie troszkę męczył, macie odcinek. Według mnie nie jest to szczyt moich możliwości, ale się starałam. Mam nadzieję, że wam się podobało. Do następnego odcinka. 
Buziaki xxxx

6 komentarzy:

  1. Dobrze, że Lilka poznała osoby, które jej pomogły. Jeśli chodzi o Jule, utwierdza to przekonaniu, że nie należy oceniać ludzi po wyglądzie.
    Tak, bo gdyby nie ja, to rozdział pojawiłaby się pewnie po dwóch miesiącach. Hehe.
    To ja czekam na kolejny.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że Lilka spotkała tego psychologa i Julię, wreszcie ktoś jej pomógł ; D
    Rozdział taki sielankowy, spokojny ale bardzo mi się podobał ; D
    Świetny szablon ; )
    Pozdrawiam ; D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako, że spam nie działa ci jakoś zostawiam tutaj zaproszenie na mojego bloga i dodaje cię do linków! Twoja historia wpadła mi w oko i chciałabym być powiadamiana o nowościach :)

    www.szklanka-nadziei.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. akcja dzieję się w Polsce i to już mówi samo za siebie że jest to oryginalne opowiadanie :) Dobrze jest dostać taką pomoc na starcie w nowym życiu, jestem ciekawa co dalej :)
    girl-sex-drugs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie życie Lilki zaczyna się powoli układać. Jak to dobrze spotkać na swojej drodze takie dobre i życzliwe osoby ;) Kraków może poczekać, najważniejsze, że nie jest już sama i może skupić się na nowym życiu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wreszcie znalazłam czas, by do Ciebie zajrzeć i nie żałuję. Naprawdę ciekawa, oryginalna historia :)
    Mam tylko jedno zastrzeżenie: to dość lekkomyślne ze strony Lilki, że spotkała obcego faceta i nie mając żadnego dowodu na to, że faktycznie jest tym, za kogo się podaje poszła do jego pokoju :P Całe szczęście wszystko skończyło się dobrze :3

    OdpowiedzUsuń